Jeśli masz problemy z dyscypliną, dotyczącą własnych finansów, koniecznie zapoznaj się z poniższym artykułem. Dowiesz się z niego, jak zarabiać więcej, podreperować domowy budżet, i jakich najczęstszych błędów unikać.
Nie wiem, jakie masz wykształcenie, jakie szkoły i etapy kształcenia są za Tobą. Nie ma to teraz większego znaczenia.
Na potrzeby tego mikro poradnika przyjmijmy, że dotychczasowe metody edukacji i zarabiania w przypadku Twoim się nie spełniły – zawiodły.
Nie pora szukać przyczyn i pytać sztampowo: “Co poszło nie tak?” Najbardziej szkodzi wybór nieodpowiedniej ścieżki kształcenia.
Bez powrotu na dobrą ścieżkę dochody raczej nie urosną. Obalając kolejne mity i potoczne myślenie, pomogę Ci podjąć decyzję. Tym razem właściwą.
Jak zarabiać więcej – obalamy mity
1. Mit jednych studiów.
Jest to bardzo popularny mit, zasadzający się na takich kryteriach, jak lojalność czy nawet wierność.
Pamiętam reakcję kogoś na informację, że XY zmieniła kierunek studiów. Niemal chwyciła się za głowę i pytała: “Ale przecież ona miała studiować archeologię! Jak tak można?” Właśnie.
Okazuje się, że pokolenie naszych dziadków bardzo ceniło takie wartości, jak stabilność, stabilizacja, wierność raz podjętemu zobowiązaniu. Niestety, dziś to już nie działa.
W świecie “płynnej nowoczesności” (termin filozofa i socjologa Zygmunta Baumanna) trzymanie się jednego kursu jest najczęściej drogą do porażki.
Niewiele osób jeszcze zrozumiało “pułapkę lojalności”, związaną z pewną odchodzącą kulturą mieszczańską XIX wieku.
2. Mit jednej pracy.
Ten mit wynika poniekąd z opisanego wyżej – dawniej jedna praca, dobrze przemyślana, miała być tą do emerytury.
Niestety, dziś nie tylko trzymanie się jednej firmy, ale nawet zmiana miejsca pracy bez zmiany całej branży, już nie działa.
Trzeba się stale uczyć i dostosowywać do kapryśnej pogody na rynku HR.
3. “Błąd masowego trendu”.
Inaczej mówiąc, w latach 70. XX wieku “wszyscy” szli na inżyniera (podobnie jest dziś), a w latach 90. dominowali “humaniści”.
Większość usiłuje się dopasować do aktualnej mody na studia (więc i wcześniej ogólniaki, których rolą wiodącą jest przygotowanie do studiów wyższych), albo mody na “technika”, które “dają konkretny fach”.
Zasada “utopionych kosztów” powoduje, że ci, którzy mają zdolności humanistyczne na siłę usiłują kończyć szkołę, która rzekomo “daje fach”, grzebiąc swoje pasje, natchnienia, marzenia i wizje.
A rozwój społeczny napędzają te ostatnie, a nie przeciętni elektrycy, urzędnicy czy bankowcy (z całym szacunkiem dla ich trudnej profesji, jak i setek innych, mało efektownych zawodów).
4. Dwa kierunki studiów.
Następnym mitem jest niemożliwość pogodzenia dwu kierunków studiów.
Przy dobrej organizacji czasu (wszyscy mamy go tyle samo, tylko inaczej organizujemy lub wcale nie organizujemy), wszystkie zajęcia można pogodzić.
Dlaczego dzieci, które wozi się z angielskiego na muzykę, a z muzyki na aerobik umieją pogodzić, a dorośli nie?
Mniej energii? Ona przychodzi w miarę podejmowanych kolejnych zadań w życiu.
5. Mit dziedziczenia.
Bardzo niebezpiecznym mitem jest dziedziczenie: ktoś dostał firmę od rodziców, więc ‘siłą rzeczy’ “musi” nauczyć się księgowości, której nie znosi, żeby firma przetrwała.
Albo ktoś wybiera zawód taki sam, jak jedno z rodziców (prawnicy, dentyści, lekarze).
Najgorzej, gdy dziecko-student chce sprawić przyjemność rodzicom i stara się zasłużyć na ich uczucie, spełniając ich niezrealizowane plany zawodowe i ambicje.
To tak zwane “delegowanie międzypokoleniowe” zamyka właściwie, jeśli się go nie przerwie w porę, życie własnym życiem.
Tych mitów jest więcej, ale wszystkie mają zasadę jedną: zachowawczość, wręcz konserwatyzm zachowań i decyzji życiowych.
Bez ryzyka i przysłowiowego “garażu” nie ma niestety postępu i wielkich planów. Jak widać młodzież musi sporo mitów o zarabianiu przepracować.
Jeśli ktoś tego nie zrobi w porę, i tak będzie musiał przepracować, ale już mając na głowie dodatkowo obowiązki małżeńsko-rodzicielskie czy polityczne.
Warto więc uczyć młodzież, jak podejmować właściwie decyzje we właściwym czasie.
Jak zwiększyć swoje dochody – sytuacja patowa?
Załóżmy jednak, że wybrałeś, wybrałaś dobry zawód i cieszy cię praca, a martwi pasek płac co miesiąc przy wypłacie.
Poświęcasz się dla firmy kosztem czasu wolnego, rodziny albo pasji pozasłużbowych. Wszyscy wiedzą, że bez Ciebie ani rusz. Jesteś pod telefonem non stop.
Właściwie, mimo, że biuro masz stacjonarne, odgrodzone ścianami od świata, nigdy tych granic nie przekroczysz, bo wszędzie, dokąd się udasz, niesiesz w sobie i przy sobie (tablet, smartfon, palmtop) mobilne biuro.
Spędzasz długie godziny, bierzesz nadgodziny, zarywasz noce w domu, a mimo to – ledwo wiążesz koniec z końcem. Nie wiesz, że jest was tysiące.
Należysz do “nowoczesnej biedy”, tak zwanego prekariatu, czyli biedy bez patologii typu przepijanie pensji, albo “złe towarzystwo”.
Ledwo Ci wystarcza, może ratujesz się chwilówkami albo kredytem hipotecznym, a mimo to nic.
Jednak gdy pomyślisz, że miałbyś pójść do szefa na dywanik i wydukać to zdanie: “Chciałbym porozmawiać o swojej sytuacji”, czyli prościej mówiąc wprost zażądać podwyżki w słowach np. “Chcę od dziś zarabiać o 100 % więcej” – to zaraz wyrasta las przeszkód.
Nie ma szefa, sekretarka anonsuje gości – pojawia się mnóstwo “zbiegów okoliczności”, mających sprawić, że nie poprosisz. I znowu nic. Pojawia się ryzyko, że podwyżki nie dostaniesz nigdy.
W tej sytuacji większość osób pasuje i znajduje sporo usprawiedliwień – “pieniądze szczęścia nie dają”, “bogaci to oszuści”, itd., co ma osłodzić porażkę.
Jednak zawsze znajdzie się ten magiczny 1 procent, który powie: “Dość! Jeśli tu nie zarobię i nigdzie w podobnej firmie nie zarobię, to idę na swoje!”
I często wiele osób w tym punkcie decyduje się na rozpoczęcie przygody z własną mikro firmą, albo zostać przynajmniej freelancem.
Otwierają się nowe, nieoczekiwane możliwości i od teraz, to Ty masz największy wpływ na to, jak zarabiać więcej.